niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 65 cz.4!

Wyszłam ze szpitala, poczułam lekki powiew wiatru, który dał mi straszną siłę. Tak! Wiem, że to dziwne. Wsiadłam do samochodu, włączyłam muzykę i ruszyłam w drogę. To najlepszy czas na przemyślenia! Nagle wszystkie myśli złączyły się w jedną całość. Właśnie wtedy dopiero zrozumiałam, że moje życie to jeden wielki, kompletny bałagan. Nie mogę powiedzieć, że je zepsułam, ale nie mogę też powiedzieć, że jest takie jakie chciałabym by było. To bardzo skomplikowane. A wiesz co jest najgorsze? Najgorsze jest to, że po śmierci Arianny tak naprawdę nie mam nikogo do kogo mogłabym się teraz skierować. Ehh ... potrzebuję takiej osoby. Cholernie potrzebuję.
Jadąc zauważyłam dziewczynę mniej więcej w moim wieku idącą w tym samym kierunku w którym jechałam. Właściwie szkoda mi się jej zrobiło, więc zatrzymałam się.
- Ymm ... hej. - uśmiechnęłam się. - Gdzie idziesz? Może Cię podwieźć? - zapytałam.
- Ohh, jasne. Dziękuję. - odwzajemniła mi uśmiech wsiadając do samochodu.
Nastała potworna, krępująca cisza. Chciałam ją jak najszybciej przerwać.
- Jak się nazywasz? - zadałam pytanie po raz drugi.
- Natalie, a ty? - uśmiechnęła się.
- Jestem Jasmine, miło mi. - podałam jej rękę, kątem oka spoglądając na drogę. - Właściwie gdzie się wybierasz?
- Pracuję w szpitalu na oddziale dziecięcym. Właściwie to tam pomagam. Nie miałam na dzisiaj transportu, ale mimo to chciałam tam być, więc postanowiłam ruszyć na pieszo.
- Ojejku, to wspaniałe z Twojej strony. - uśmiechnęłam się.
- A ty co robisz sama? Gdzie masz chłopaka? - zaśmiała się cicho.
- Gdyby jeszcze był. - odparłam.
- Taka piękna dziewczyna nie ma chłopaka? - zdziwiła się. - Niemożliwe.
- Długa historia. - odrzekłam.
- To może umówimy się kiedyś? Masz mój numer. - podała mi kartkę z numerem.
Jechałyśmy jeszcze jakieś 15 minut po czym odstawiłam ją i pojechałam w swoją stronę.

Wreszcie po kilku dziesięciu minutach drogi byłam pod hotelem. Idąc przez korytarz zastanawiałam się co powiedzieć Justinowi. Przecież nie wpadnę mu teraz w ramiona. Musi zrozumieć, że nie jestem zabawką, że potrafię bez niego wytrzymać! A może nie ... może nie potrafię?
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Justina bez koszulki. Jakoś od razu przyspieszyło mi serce i zrobiło się gorąco. To musiało dziwnie wyglądać ...
- Hej. Jak było? - zapytał zakładając koszulkę.
- Właściwie to dobrze. Wyjaśniłam sobie tą całą sprawę z rodzicami i jest lepiej. Muszę się z tym pogodzić. Nie jestem już dzieckiem! - udałam wielce dorosłą na co on zareagował śmiechem.
- Chodź tutaj. - uśmiechnął się. - Przytul mnie! - rozłożył ręce.
Podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Uczucie jakie wtedy mi towarzyszyło było magiczne, nie do opisania.
- Nie mogę... przepraszam. - wyrwałam się z jego objęcia, wzięłam swoje opadające na twarz brązowe włosy za ucho i usiadłam na kanapie.
- Czego nie możesz? - zapytał przysiadając się do mnie bliżej.
- Nie mogę ... - westchnęłam. - Nie mogę być z tobą blisko. Chcę o Tobie zapomnieć, a to w niczym nie pomaga, wręcz przeciwnie! Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała Ciebie teraz pocałować, przytulić, ale nie mogę! - opuściłam głowę.
- Boisz się tego uczucia? - złapał mój podbródek.
- ... - nie odpowiedziałam.
Nagle pocałował mnie. Trudno mi opisać ten pocałunek. Był tak strasznie niewinny i delikatny, a zarazem pełny namiętności.
- Bo ja nie. - oderwał się swoje usta od moich i spojrzał mi w oczy. - Jeżeli ktoś kiedykolwiek był w Twoim sercu to nie pozbędziesz się go choćbyś nie wiem jak chciała, zrozum to. - uśmiechnął się niewinnie.
- A skąd wiesz, że kiedykolwiek w nim byłeś? - zapytałam z szyderczym uśmiechem.
- Zgaduję. - uśmiechnął się. - Czyżbym miał rację? - zapytał.
- Nie. Nigdy Cię nie kochałam. Tylko udawałam. Wiesz, w końcu jesteś Justinem Bieberem. Chciałam żeby cały świat był zazdrosny o to, że z tobą jestem. - powiedziałam, a w moim głosie czuć było ironię.
Justin rzucił się na mnie i zaczął mnie gilgotać. Dobrze wiedział, że mam potworne łaskotki i wykorzystał to.
- Justin!!!!!!! - krzyczałam. - Puść proszę. - nie mogłam już złapać oddechu od tego wszystkiego.
- Powiedz, że mnie kochasz. - na chwilkę przestał gilgotać.
- Nienawidzę Cię. - uśmiechnęłam się szyderczo, a on znowu zaczął mnie gilgotać.
- Dobrze wiem, że mnie kochasz. Nie udawaj, skarbie. - musnąłem jej usta puszczając ją w tym samym momencie.

Udaję, tak cholernie udaję.
 
_____________________________________________________________________
 
Dzisiejszy post pisany przez Wiktorię! :) Założycielkę tych opowiadań. Przepraszam za nieobecność, zupełnie straciłam poczucie czasu. Niestety Zuzia ma niedługo sprawdzian szóstoklasisty i masę nauki, więc na ten czas ja zajmę się blogiem. Mam nadzieję, że się cieszycie!
 
Kocham Was mocno, pamiętajcie! <3
 

Mój Ask - pytajcie o co chcecie, proszę jednak o pytania bardziej dotyczące tego opowiadania. :) / W

Mój e-mail: wiktorka3@interia.pl

Fan Page na Facebooku - Bardzo proszę o lajkowanie, najlepszych fanów pod słońcem, czyli Was. Tutaj również możecie prosić o dedykację. :D

Twitter - https://twitter.com/OpowiadaniaoJus (followujcie)


25 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ