niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 61 cz.3!

NOTKA POD RODZIAŁEM :)
Odwróciłam się na pięcie słysząc to co powiedział. Na jego twarzy był wymalowany smutek i żal. 
-Myśli że to coś zmieni? Że teraz cofniemy się w czasie i będziemy żyli jak gdyby nigdy nic- zaśmiałam się ironicznie.
-Nie. Wiem ile bólu zadałem tobie i Olivierkowi i bardzo żałuję.Staram się postawić się na twoim miejscu i pewnie teraz walnąłbym sobie z liścia-zaśmiałam się, starając rozjaśnić tą sytuacje.- Nie proszę Cię o natychmiastowe wybaczenie, ale proszę o szansę. Jedną i ostatnią.- skończylł mówić, a po jego policzku spłynęła samotna łza, którą szybko otarł.- Dzisiaj jest Wigilia. Chodźmy gdzieśi chociaż na chwilę zapomnijmy o problemach o moim zachowaniu, a potem decyzja pozostanie tylko dla ciebie.
-Justin, ja nie wiem.... Mój tata jest w szpitalu, nie mogę go teraz zostawić.
-Proszę, a jeżeli coś się stanie od razu wrócimy.
-A Olivierek? 
-Twoja mama się nim zaopiekuje. Przecież i tak teraz śpi.
-Dobrze. Ale nie myśl, że tak łatwo Ci wybaczę.- powiedziałam. To nie tak, że nie ruszyły mnie te przeprosiny, ale to nie tak łatwo wybaczyć takie coś z dnia na dzień. 
-No to chodźmy- powiedziałam. Po 5 minutach zorientowałam się, że idziemy na lodowisko. Kilka razy byłam ze znajomymi i...Arianną tu, ale nigdy nie było razu żebym się nie przewróciła. Zawsze mieliśmy niezły ubaw.Justin poszedł wypożyczć łyżwy, a ja oglądałam ludzi, którzy jeździli jak zawodowcy.Dostałam łyżwy i zaczęłam je zakładać. Justin założył swoje i weszliśmy na lodowisko. Od razu przytrzymałam się budy*. Zaśmiałam się gdy zobaczyłam Justina, który leżał na śliskiej tafli lodu.On też się śmiał. Naglr pociąnął mnie w dół więc leżałam razem z nim. Podnieśliśmy się i zaczęliśmy próbować jakoś się poruszać. Po kilku chwilach trochę lepiej mi szło. Justin nie był gorszy. Zaczęłam przed nim uciekać, przepychając się przez ludzi. Kątem oka widziłam, że Justin mnie doganiał więc przyspieszyłam. Nagle na kogoś wpadałam, lądując na tyłku. W tym czasie zostałam od tyłu przyciągnięta przez Justina. 
-Mam Cię- szepnął mi do ucha.Odwróciłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Przybliżył do mnie swoje usta i zetknął je z moimi. Czułam się jak w czasie pierwszego pocałunku. Zrozumiałam wtedy, że kocham go tak mocno, że nie mogę go zostawić , ale nie mogę także mu tak łatwo wybaczyć. Z pewnością nie wyglądaliśmy teraz jak skłócona para. Oderwał się ode mnie. 
-Chyba powinniśmy wracać-powiedział.
-Tak to dobry pomysł.- Wyszliśmy z lodowiska, oddaliśmy łyżwy i skierowaliśmy się w stronę szpitala. Widziałam w oczach Justina, tańczące iskierki radości. Nim się obejrzałam staliśmy przed szpitalnymi drzwiami. Justin otworzył je przede mną i przepuścił mnie. Zaczęłam szukać oczyma mojej mamy i zobaczyłam ją z...tą kobietą z samolotu. Co ona tu robi? Kłóciły się o coś.Nagle nieznajoma zaczęła kierować się w moją stronę, mówiąc do mojej rodzicielki:
-Muszę jej powiedzieć. Ona zasługuję na prawdę. 
-Mary, proszę nie teraz.- moja mama goniła ją. Nagle lekarz wyszedł z sali ojca
-Można już wejść i spotkać się z panem Villegas.- W tej chwili obydwie kobiety zawróciły i weszły do sali. O co chodziło z tą całą sytuacją?


___________________________________________________________
Jak myślicie czego nie wie Jasmine? 
Czy Justin i Jasmine się pogodzą?
_______________________________________________

Hej !
Początkowo był plan  żeby dodać rozdział w święta, ale wtedy pewnie nie będę miała czasu więdz dodaję dzisiaj :) Mam nadzieję że podoba się wam :) 
A teraz życzenia :D

Kochani! Wesołych Świąt, spełnienia marzeń, zdrowia i szczęścia :) 
~Z. 

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 60 cz.3!

Byłam wręcz załamana tym co usłyszałam. Dlaczego to akurat mnie spotyka taki pech w życiu? Najchętniej wróciłabym do dzieciństwa. Oddałabym za to wszystko!

Lekarz wbiegł do sali, a ja patrzyłam przez szybę jak mój tata walczył o życie. To był straszny widok. Nie bałam się wtedy o siebie inne tego typu rzeczy. Obchodził mnie tylko mój tata. Nie chciałam go stracić ... Widać było, że lekarz robił wszystko co w jego mocy, a mój tata był cały zmęczony tą sytuacją. Nagle lekarz zasłonił Nam widok i kazał poczekać na korytarzu. Widziałam jak wyworzą mojego tatę z sali do innej - intensywnej terapii. Byłam zła na siebie, że wyjechałam do Los Angeles, tym samym zostawiając go tutaj, w Kanadzie. Jedynym powodem, który wywołał uśmiech na mojej twarzy, był fakt, że mój tata jednak żyje. 'Ucieszona' wtuliłam się w moją mamę, jak mała, bezbronna dziewczynka. Dawno się tak nie czułam. Fajnie jest tak wrócić do dzieciństwa... wtedy wszystko wydawało się takie proste. Brak problemów i płaczu. Otworzyłam załzawione oczy, gdy nagle ukazał mi się obraz Justina. Najchętniej przyłożyłabym mu i uwierzcie, że w tym momencie byłam zdolna do wszystkiego. Podeszłam do niego i zaczęłam pokazywać wyjście nic się nie odzywając. Mimo, że wyglądałam na spokojną i opanowaną to uwierzcie, że tak nie było. W środku pękałam, chciałam wyrzucić mu prosto w twarz co o nim sądzę. Jednak nie byłam do tego zdolna w takim miejscu. Zaczęłam iść w stronę wyjścia, a Justin udał się wraz ze mną. Przechodząc przez korytarz łzy lały się po moich policzkach. Nie wiedziałam co powiem Justinowi. Czułam jak patrzy się na mnie. Na moją twarz, na słoną ciesz spływającą po mojej twarzy. Zrozumiałam, że cały mój świat nagle się załamuję. Cichutko niszczy i choć wiem, że tak jest nie chcę się do tego przyznać. Nie chcę dopuścić do siebie myśli, że to już koniec. A jednak ...

Chciałam uchylić drzwi, by wyjść z sali pooperacyjnej, jednak Justin był szybszy. Zdziwiłam się. Spojrzałam na niego, jednak przez ułamek sekundy ten widok zbrzydł mi. Kiedyś wydawało mi się, że wiem o tym chłopaku wszystko - mimo, że w tamtym czasie znaliśmy się kilka miesięcy. Obecnie minęło już kilka lat, a mi zdaję się, że nic o nim nie wiem. Może to było tylko złudzenie. Może był kolejną ludzką marionetką, którą ktoś stale poruszał, nie dając jej swobody. Może po prostu się pomyliłam. W tej chwili próbowałam zrzucać całą winę na siebie. Chciałam usprawiedliwić Justina. Nie chciałam żywić do niego urazy.

W końcu doszliśmy do pobliskiej restauracji, która była połączona ze szpitalem. Justin pomógł mi zdjąć mi kurtkę. Zaczęła się nasza rozmowa, która miała wytłumaczyć wszystko.
- Hej - zaczął nieśmiało Justin. Widziałam jak nerwowo bawi się swoimi palcami. Chciał uniknąć kontaktu wzrokowego.
- Przejdźmy do rzeczy - odpowiedziałam surowo. - Chcę wiedzieć wszystko, od początku do końca. Proszę.
- Jasmine, wstydzę się o tym mówić. Jestem cholernym dupkiem, zrobiłem tyle złego. Tak wiele razy Cię zraniłem. - cały czas patrzył w stół.
- Do rzeczy, nie mam całego dnia. - mój głos był tak twardy i  bezuczuciowy, dokładnie opisywał mój obecny stan.
- Tego wieczoru gdy wróciłem pijany byłem u Belli. - wreszcie uniósł wzrok i spojrzał na mnie. - Do niczego nie doszło, ale okazało się, że jest chora na raka. Chciałem wrócić do niej, zostawić Cię. Byłem naprawdę głupi. Nie wiedziałem co robię. Potem powiedziała, że jest w ciąży, więc tym bardziej nie mogłem jej zostawić. Czułbym się okropnie. - wziął oddech i kontynuował - W tamtym momencie myślałem tylko o niej. Nie wiedziałem co zrobić, więc poszedłem do pab'u obok. Tam spotkałem Ryan'a i to właśnie on przywiózł mnie z powrotem. Dalej nie pamiętam co się działo. Mam tylko urywek Twojego krzyku i płaczu. - posmutniał.
- Owszem, zraniłeś mnie i nie dziw się, że patrzę na Ciebie z pogardą. - opuściłam wzrok.
Justin widząc to złapał mnie gwałtownie za nadgarstki i odwrócił je. Ja momentalnie pisknęłam i zacisnęłam zęby z bólu. Justin spojrzał w miejsce którego wcześniej dotykał i ujrzał głębokie rany, oznaczające mój ból.
- Jasmine ... - połknął głośno ślinę. - To przeze mnie? - spojrzał na mnie zmartwionym i pełnym załamania wzrokiem.
- Zamknij się! - zaczęłam płakać. - Nie wiesz ile przez Ciebie nocy przepłakałam. Ile razy chodziłam z podkrążonymi oczami i siniakami na rękach. Co miałam kurde zrobić? Ciesz się, że jeszcze żyję. W jednej chwili załamał mi się cały świat. Jak myślisz, przez kogo, kurwa?
- Skarbie ... - powiedział załamany.
- Nie skarbuj do cholery! Już nigdy nie będę Twoim skarbem. Nie dzwoń, nie pisz. - poprosiłam gniewnym głosem.
- Czyli to już koniec Nas? Koniec tego wszystkiego? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy z nadzieją, że odpowiem "nie". Jednak nie tym razem.
- Tak, Justin ... - wstałam, założyłam kurtkę i odeszłam. - Żegnaj.
- Przepraszam ... - syknął cicho, ale wystarczająco bym go usłyszała.

_______________________________________________________________

Hej!!! :)))

Wiem, że postu długo nie było, ale to z powodu moich ciągłych obowiązków. Obecnie prowadzę 3 blogi i naprawdę nie mam już siły. Dobrze, że jest jeszcze Zuza, która już niedługo napiszę rozdział świąteczny. :D

Jak myślicie, Justin wreszcie weźmie się w garść? Jasmine wybaczy Justinowi czy to już ostateczny koniec?

Mój Ask - pytajcie o co chcecie, proszę jednak o pytania bardziej dotyczące tego opowiadania. :) / W

Mój e-mail: wiktorka3@interia.pl

Fan Page na Facebooku - Bardzo proszę o lajkowanie, najlepszych fanów pod słońcem, czyli Was. Tutaj również możecie prosić o dedykację. :D

Twitter - https://twitter.com/OpowiadaniaoJus (followujcie)

Komentujcie. :3


Kocham Was bardzo < 3 W