środa, 11 listopada 2015

Rozdział 74 cz.4!

Nawet się nie zorientowałam jak szybko usnęłam przy jego boku. To w jego ramionach czułam się najlepiej. Tylko tam byłam bezpieczna. Niestety, musiałam wstać i udać się do pracy. Wchodząc do budynku nastrajałam się psychicznie na to, co zaraz miało mnie czekać. Pewnie Mike ma dla mnie kolejne 'niespodzianki' ...

Nie myliłam się. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy tancerze nie byli jeszcze przebrani. Zwykle przebierałam się sama, a dzisiaj szatnia była wypełniona ludźmi. Okazało się, że to dzisiaj ja prowadzę trening i nie za bardzo wiedzieli do której sali mają się udać, więc czekali na mnie. Po krótkim namyśle kazałam udać się im do sali numer osiem. Przebrali się i już 5 minut później odbyło się zebranie. Chciałam dać z siebie wszystko. W końcu obserwował moją 'lekcję' sam Dyrektor tej szkoły. Kazałam wszystkim usiąść na podłodze.
- Zanim zacznę dzisiejszą lekcję chciałabym Was lepiej poznać. Nie ucęe tutaj długo, nic o Was nie wiem. Taniec to coś w podobie malarstwa. Malujesz jakąś historię ... na putnie wyrażasz wszystkie swoje emocje. Niech parkiet to będzie wasze płótno. Chcę przez Wasz taniec poznać Was samych. Tańczcie całym sobą ... Jestem pewna, że dacie radę. Jesteście najlepszymi z najlepszych, czas to pokazać. Spróbujcie.

Każdy tańczył ten sam układ, przy tej samej muzyce, a mimo wszystko każdy taniec był inny. Jeden był smutny, kroki lekko zwolnione ... drugi wesoły, troszkę szybszy niż wszystkie ... każdy się czymś wyróżniał i to było wspaniałe! Ahh... właśnie zrozumiałam dlaczego dobrych parę lat zakochałam się w tym zawodzie. Pamiętam jak tańczyłam do układów Justina. Jejku... ja to wszyściutko pamiętam i mogłabym opowiadać i opowiadać - to straszne.

Po zajęciach kazałam im się przebrać i podeszłam do parapetu na którym leżała moja torba. Sala zrobiła się pusta. To był mój moment... moment na odpoczynek, dlatego wkurzyłam się, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Dyrektora wchodzącego do sali. Od razu zaczęłam się ogarniać i stanęłam przed nim.
- No... muszę przyznać, że rośnie nam tutaj nowa perełka. Mike wiele mi o Pani mówił. - na te słowa moja mina pociemniała. - Ahh... dobrze, że wtedy go posłuchałem. Będziemy o Panią dbać. A, zresztą... nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Do jutra.
Nie zdażyłam nawet nic powiedzieć, a Dyrektor już wyszedł z sali. Byłam z siebie strasznie dumna...

Po tych ciepłych słowach nie mogłam się doczekać aż wrócę do domu i pochwalę się Justinowi! Idąc korytarzem usłyszałam jakieś kroki za mną. Uznałam, że nie będę się oglądała... no bo, po co? Ahh, zrobiłam wielki błąd. Nagle poczułam jak ktoś oplata dłonie wokół mojej talii. Przestraszyłam się.
- Mike! Do cholery, co ty wyprawiasz?
- Haha, wybacz - nie chciałem Cię przestraszyć. - powiedział miło.
- Nawróciłeś się, że jesteś taki miły? - zdziwiłam się.
- Ohh, przestań. Wiem, że ostatnio przesadzałem, ale chyba należy mi się druga szansa? - uśmiechnął się uroczo. - Nie wiem co we mnie wstąpiło, serio. Przepraszam Cię, naprawdę.
- Mhm, powiedzmy, że wybaczam. - przewróciłam oczami.
- Dobra, w ramach rekompensaty zapraszam Cię na małą lampkę wina z okazji Twojego dzisiejszego sukcesu, co ty na to?
- Umm ... - zawahałam się. - ,,Chyba należy mu się ta jedna lampka? W końcu to dzięki niemu..." - pomyślałam.
- Nie odmawiaj, błagam Cię. - zaśmiał się miło.
- No dobrze... - zgodziłam się, a on uśmiechnął się jak ... jak Mike! Tak, Mike! Mike, którego poznałam parę lat temu. - Ale tylko jedna!
Poszliśmy do jego kabinetu. Było późno, o tej godzinie oprócz sprzątaczek nie było w studiu już nikogo. W sumie to dobrze, nikt nas nie zobaczy i nie będzie niepotrzebnych plotek.

***Narrator 3-osobowy***
Mike wyjął butelkę wina i dwie lampki. Do jednej z nich dosypał pokruszoną tabletkę, która miała dodać troszeczkę ''luźnej atmosfery" i podał ją Jasmine.
- Proszę, mam nadzieję, że Ci zasmakuję. - uśmiechnął się do dziewczyny i usiadł obok niej na kanapie.
- Ohh, na pewno! Zawsze miałeś dobry gust jeżeli chodziło o alkohol!
- Haha, mam nadzieję, że nic się nie zmieniło!
- Hmmm.... - spróbowała. - Nic, zupełnie nic! - zaśmiała się.
Wieczór mijał, a z jednej lampki skończyło się na dziesiątej, także możecie sobie wyobrazić stan Jasmine w tym momencie.
- Hmm... jestem ciekaw jednej rzeczy. - zaczął Mike.
- Jakiej? - zapytała dziewczyna.
- Skoro ja nadal mam świetny gust jeżeli chodzi o alkohol, to czy ty nadal tak świetnie całujesz?
- Lepiej. - zaśmiała się i przysunęła do chłopaka.
- Nie wierzę. - uznał i złapał dziewczynę za udo.
- Nie lubię jak ktoś mi nie wierzy. - przysunęła się do niego bliżej.
Spojrzała w jego piękne, brązowe oczy i przysunęła swoje wargi do Jego. Zaczęło się. Ten pocałunek był namiętny i trwał bardzo długo. Gdy skończyli odsunęła się lekko od niego.
- Ojj, to też zdecydowanie nie uległo zmianie. - uznał.
- Haha, coś jeszcze Cię ciekawi?
- Hmm... tak - stwierdził.
- Co na przykład?
- Ciekawi mnie czy nadal masz tak świetne ciało jak kiedyś... - zaczął rozpinać jej koszulę...


_____________________________________________________________________________

Chcecie więcej? Pokażcie to.
Wybaczcie za tą niewybaczalną nieobecność.
CAŁUJĘ. / W




czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 73 cz.4!

Szczerze mówiąc, po wczorajszym dniu nie chciało mi się iść do tej pracy, ale musiałam. Nie chciałam wzbudzać podejrzenie Justina, bo od razu zacząłby drążyć te sprawę.

Zwlekłam się z łóżka i skierowałam się do łazienki, aby wykonać poranne czynności. Założyłam rurki i luźną bluzę, po czym skierowałam się do kuchni. Justina znów nie było w domu, ponieważ musiał zjawić się w studio. Zjadłam śniadanie i poszłam spakować się do pracy. Wzięłam jakieś dresy i bluzkę oraz buty i poszłam do samochodu.

Po 10 minutach byłam już pod budynkiem. Nie miałam ochoty tam iść, ale musiałam. Weszłam do budynku, po czym przebrałam się i skierowałam na salę, na której wszyscy już byli.

-Hej- przywitałam się ze wszystkimi, na co odpowiedzieli mi tym samym.

-Dobra, Jasmine już jest jest więc możemy zacząć. Najpierw się rozgrzejcie- powiedział Mike. Następnie podszedł do mnie i powiedział na ucho- Zostań po zajęciach. Trzeba przećwiczyć układ-a jego ręka ścisnęła mój pośladek, na co moje oczy wypełniły się łzami.

 Rozejrzałam się po sali i na szczęście nikt nie zauważył sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. Zaczęłam się rozgrzewać, a kątem oka widziałam jak Mike bacznie mi się przygląda.

-Okej-zaczął- dzisiaj poćwiczymy Rumbę-dokończył i spojrzał się na mnie. Podeszłam, on się ukłonił, taa co za dżentelmen, a ja lekko dygnęłam. Włączył muzykę i zaczęliśmy tańczyć. Po kilku krokach, które zademonstrowaliśmy inni tancerze też zaczęli ćwiczyć. Gdy każdy był pochłonięty w tańcu, Mike coraz bardziej zmniejszał przestrzeń między nami, a ja starałam się "uciekać". Uwierz, nie jest to łatwe gdy musisz też tańczyć.

Po godzinie takiego tańca, będziesz miał go dosyć na całe życie. Tak było w moim przypadku. Wcześniej myślałam, że Mike to spoko gość i może uda nam się odnowić kontakty, ale po tym...Nawet nie chcę go znać.

Mike mówił, że mam zostać po zajęciach, ale ja byłam jedną z pierwszych osób, które wychodziły. Szybko się przebrałam i jak najszybciej jechałam do domu. Musiała wreszcie zmyć z siebie burd z tych zajęć.

Gdy wróciłam Justin był już w domu. Siedział w salonie i oglądał mecz hokeja. Był tak pochłonięty, że na moje szczęście, nie zauważył mnie. Wyjęłam z szafy czystą bieliznę oraz ubrania i poszłam do łazienki. Ciepłe krople wody mieszały się z moim łzami, gdy szorowałam ciało gąbką. Po półgodzinnym prysznicu, otuliłam się puchowym ręcznikiem i zaczęłam suszyć moje włosy. Zmyłam resztki makijażu, które pozostały na mojej twarzy, ubrałam się i poszłam do Justina.

Usiadłam koło niego i wtuliłam się w jego ramiona.

-Kocham Cię, wiesz?- powiedziałam cicho.

-Oczywiście skarbie- cmoknął mnie w usta.- Ja ciebie też. Najbardziej w świecie.

___________________________________________________________
Wiem,że rozdział krótki i nawet w połowie nie tak fajny jak Wisi, ale cóż ;o Dawno mnie nie było, ale mam nadzieję, że jeszcze trochę mnie pamiętacie. ;)
Mam nadzieję, że chociaż trochę podoba wam się rozdział i chociaż trochę was zadowoli.
Chciałabym także zaprosić was na mojego bloga <KLIK> :D
Do następnego
~Z.



poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 72 cz.4!


Nawet się nie zorientowałam kiedy usnęłam przy komputerze. Obudził mnie ten denerwujący dźwięk 'Masz wiadomość.' Zdenerwowana otworzyłam e-mail.

,,Pani wniosek został pozytywnie rozpatrzony. Już jutro zapraszamy na dzień próbny. O godzinie dziewiątej proszę być w pracy. Pozdrawiam. Menadżer grupy tanecznej."

Ucieszyłam się okropnie. Natychmiast obudziłam Justina i opowiedziałam mu to, co się przed chwilą wydarzyło. Wreszcie mogłam zacząć normalne życie. Wraz z Justinem uznaliśmy, że Olivierkiem będzie zajmowała się jego babcia. Szczęśliwa usnęłam, gdyż musiałam na jutro być bardzo wypoczęta. Nastawiłam sobie budzik na szóstą, by na pewno nie zaspać. Musiało się udać ...

Usłyszałam denerwujący dźwięk mojego budzika, który dzisiaj, o dziwo, wniósł uśmiech na moją twarz. Wiedziałam po co miałam wstać i to wywołało u mnie taką reakcję. Choć, mimo wszystko tego dźwięku nigdy nie polubię, haha. Zrobiłam śniadanie. Cały czas towarzyszył mi uśmiech, nawet przy takich błachostkach. Poszłam obudzić chłopaków.

Położyłam się obok Justina cały czas na niego patrząc. Faceci są tacy słodcy, gdy śpią! Zaczęłam go całować po poliku oraz szyi. Lekko się uśmiechnął.
- Wstawaj kochanie. - dałam mu wielkiego całusa w usta.
- Ehh ... chcę takie pobudki częściej. - przewrócił mnie, tak, że teraz on dominował. Pocałował mnie namiętnie w usta po czym wstał i udał się do łazienki.
Tymczasem ja, udałam się po swojego synka. Delikatnie go wzięłam na ręce co spowodowało iż się obudził. Posadziłam w krzesełku i nakarmiłam, po czym sama zaspokoiłam swój głód. Po zjedzonym śniadaniu umyłam Olivierka i ubrałam po czym oddałam go w ręce Justina.

Przed szafą stałam jakieś pół godziny wybierając odpowiedni strój. Postawiłam na coś eleganckiego, ale i luźnego. Spakowałam do torby mój strój do treningów po czym zeszłam na dół. Justin zaprowadził nas do samochodu i udaliśmy się w stronę domu Pattie.
- Dziękuję, że zgodziłaś się na pilnowanie Olivierka. - uściskałam ją przyjaźnie.
- Nie ma za co. Powodzenia w pracy, skarbie. Trzymam kciuki. - odchodząc zobaczyłam swojego synka, który mi machał.

Wsiadłam do samochodu i poprosiłam Justina by odwiózł mnie do pracy.
- Denerwujesz się? - zapytał Jus.
- Nie, co ty. - mówiąc to cała się trzęsłam.
- Będzie okej. Nie znam lepszej tancerki niż ty. - spojrzał się na mnie i uśmiechnął na co ja zareagowałam ogromnym całusem w jego słodki policzek.

Zatrzymaliśmy się przed wielkim, kolorowym budynkiem. Postanowiłam, że wejdę tam bez Justina. Będę się mniej stresowała. Wchodząc poznałam miłą panią sprzątaczkę, która zaprowadziła mnie do biura menadżera grupy. Przywitał mnie miły, starszy Pan.
- Witam. Czyżby pani Villegas? - zapytał, podając rękę w moją stronę.
- Tak. Miło mi Pana poznać. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Proszę udać się do sali tanecznej. Tam czekają na Panią tancerze oraz prowadzący grupę taneczną.
- Dobrze. Bardzo dziękuję. - po tych słowach udałam się w stronę sali tanecznej.

Pełno wspaniałych, radosnych ludzi. Wszyscy mi sie przedstawili.
- Jejku, jaka wspaniała atmosfera tutaj towarzyszy. - uśmiechnęłam się. - Chciałabym poznać prowadzącego te grupę. Gdzie mogę go znaleźć? - zapytałam.
- Tutaj jestem. - odwróciłam się i zauważyłam Mike'a.
- O, Mike. - uśmiechnęłam się.
- Witaj, Jasmine w naszej grupie. Mam nadzieję, że się zaklimatyzujesz. Muszę Cię jeszcze przesłuchać, więc proszę wszystkich tancerzy o opuszczenie sali. - wskazał na drzwi.
- Oh, jasne. - włożyłam płytę z moją muzyką do odtwarzacza i rozgrzałam się.
Zaczęłam tańczyć. Włożyłam w ten taniec całą siebie. Pamiętaj, 20% talentu, a 80 serca. Chyba mu się spodobało.
- Świetnie. Ale czy poradzisz sobie z partnerem? - zapytał.
- Tak. - pewna siebie odpowiedziałam.
Przybliżył się do mnie i wyszeptał do mojego ucha 'no to dawaj'. Złapał mnie w tali i zaczęliśmy tańczyć. Jego ręce bardziej dotykały moich pośladków niż bioder, ale nie mogłam z tym nic zrobić. Podczas jednego z ruchów włożył ręce pod moją koszulkę co już było lekką przesadą.
- Ejj ... nie przesadzaj. - odepchnęłam jego ręce od siebie.
- Nie, to ty nie przesadzaj. Podobno zależy Ci na tej pracy, więc postaraj się. - złapał mnie brutalnie za pośladki.
Niestety, nie mogłam z tym nic zrobić. Strasznie zależało mi na tej pracy.
Po tym 'tańcu' wypisał jakieś papiery po czym dał mi je. Złapał mnie od tyłu za biodra, przybliżył się lekko, po czym wyszeptał do ucha ''To co? Teraz będziemy widywali się częściej. Ps. masz bardzo fajne ciało." Uznałam, że tak po prostu musi być i pełna obrzydzenia wróciłam do domu.

Straciłam szacunek do samej siebie ...

_______________________________________________________

Szanujecie to jak zachował się Mike?
Jak komentujecie zachowanie Jasmine? :)
Przepraszam za opóźnienia, ale niestety Zuzia dopiero powiadomiła mnie, że nie da rady napisac tego rozdziału. Mam nadzieję, że mi wybaczacie.


My Life  <---- wchodzimy!

Mój Ask - pytajcie o co chcecie, proszę jednak o pytania bardziej dotyczące tego opowiadania. :) / W

Mój e-mail: wiktorka3@interia.pl

Fan Page na Facebooku - Bardzo proszę o lajkowanie, najlepszych fanów pod słońcem, czyli Was. Tutaj również możecie prosić o dedykację. :D

Twitter - https://twitter.com/OpowiadaniaoJus (followujcie)

20 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 71 cz.4!

Czuję, że wreszcie wszystko wraca do normy. Justin jest wspaniałym narzeczonym, a jeszcze wspanialszym ojcem. Czego chcieć więcej? Idealna rodzina - znaczy chyba na razie tylko na pozór, a jak wiemy pozory mylą. Nie chcę zapeszać, chcę żeby to wszystko wreszcie wyszło! Przecież kochamy się jak nikt inny, a każda kłótnia tylko bardziej nas do siebie zbliża. Tak, tak, wiem - nigdy już nie będzie tak samo jak było na początku. Pierwsze 'randki' na których nikt nie chciał zrobić tego pierwszego kroku. Problemy, wyjazdy, powroty, kłótnie, zdrady - wszystko byliśmy w stanie sobie wybaczyć. Zamykam ten rozdział w moim życiu. Zaczynam nowe, spokojne życie z Justinem! I tylko z Justinem ...

W drodze do domu zajechaliśmy do Mc'donalda. Tak, zgadłaś - to tutaj odbyła się nasza pierwsza randka. Dokładnie pamiętam przy którym stoliku wtedy siedzieliśmy. Kanada, koniec roku szkolnego, nasz projekt, aparat, który Justin przez przypadek mi wziął, moja mama próbująca się do mnie dodzwonić ... i my, zupełnie nie spodziewający się co przyniesie 'jutro'. A teraz? Teraz mamy dziecko, masę przetrwanych kłótni za sobą i mimo wszystko powracamy tutaj nie żałując żadnej chwili. Wspaniałe, prawda?

Gdy zobaczyliśmy ten budynek obydwoje spojrzeliśmy się na siebie i uśmiechnęliśmy.
- Pamiętasz co tu było? - zwrócił się do mnie.
- Nie wierzę, że pamiętasz... - zarumieniłam się lekko.
- No, pamiętam. Tu było najlepsze jedzenie! - zaśmiał się, a ja puknęłam go w ramię.
- Uwielbiam gdy mnie bijesz i myślisz, że mnie to boli. - pocałował mnie w czoło cały czas patrząc się na drogę.
- Ojj, Justin ... - wywróciłam lekko oczami.
- Żartuję, skarbie. Pamiętam tylko, że tutaj odbyła się najlepsza randka w moim życiu, z najseksowniejszą dziewczyną w całej szkole. - uśmiechnął się.
Znowu! Znowu ten cholerny uśmiech 'na Biebera' za który go pokochałam do szaleństwa. Czy ona ma jakieś niedoskonałości? Jak można być tak perfekcyjnie idealnym? Tak, wiem, że ideały nie istnieją, ale coraz bardziej mi się wydaję, że on jest wyjątkiem.

Wreszcie Justin znalazł miejsce, gdzie mógłby zaparkować. Wysiadłam z samochodu. Otworzyłam drzwi, by dostać się do mojego synka. Odpięłam mu pasy i wysadziłam z fioletowego fotelika. Justin przejął go na swoje ręce, gdyż moje nie doszły jeszcze do swojego idealnego stanu. W sumie to chyba nigdy nie dojdą ...

Weszliśmy do budynku. Justin odnalazł nasz stolik i posadził małego w foteliku, a sam poszedł coś zamówić. Siedzieliśmy od razu przy wejściu, więc doskonale widzieliśmy kto dostawał się do budynku. Tym razem wszedł do niego facet z brązowymi włosami i czarną kurtką, którego o dziwo skądś kojarzyłam. To był on ... mój były chłopak Mike ... Wystarczyło, że spojrzał się na mnie i od razu na jego twarzy zagościł uśmiech. Tak, mężczyźni mają wspaniałe uśmiechy.
- Jasmine? - przytulił mnie.
- Mike? - w tym samym czasie zadałam mu pytanie, które potwierdziłoby, że to on.
- Tyle lat minęło od naszego ostatniego spotkania ... - mówił patrząc się ciągle w jeden punkt.
- Racja ... - potwierdziłam.
- Widzę, że wiele się u Ciebie zmieniło. - wskazał na Olivierka.
- Tak, to mój syn. - przyznałam z dumą.
- Kto jest tym szczęściarzem? - zaśmiał się lekko.
Nagle zza jego pleców wyszedł Justin, który wcale nie był zadowolony jego widokiem. Pamiętam, że nigdy się nie lubili, a ich ostatnie spotkanie skończyło się bójką...
- Justin, tym szczęściarzem jest Justin. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Oo, nadal jesteście razem ... - wymusił z siebie swój uśmiech. - Tak więc gratulacje... - podał rękę w kierunku Justina.
- Taa ... - to była jedyna odpowiedź Justina. Zignorował rękę Mike i zajął miejsce obok mnie.
- No cóż, ja nie przeszkadzam. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - powiedział.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. - powiedział pod nosem Justin.
Chciał się do mnie przytulić, jednak ja wiedząc, ze to zrani Justina wysunęłam mu swoją rękę. On pocałował ją, po czym wyszedł machając w stronę małego.

Wreszcie mogliśmy być sami ... jednak Justin cały czas był jakiś przygnębiony, zdenerwowany.
Zaczęłam karmić mojego synka pysznościami, które dostał od tatusia. Widać, że był zadowolony i smakowało mu po tej jego roześmianej buźce. Cieszyłam się jego szczęściem.

- Justin ... - zwróciłam się do miłości mojego życia.
- Żadne Justin. Co on tu robi? - zapytał ze złością w głosie.
- Nie krzycz na mnie, dziecko tu jest. Nie wiem, najprawdopodobniej wprowadził się do Kanady. - spuściłam głowę na dół.
- Nie chcę go więcej widzieć ... nie chcę żebyś Ty go więcej widziała ... - powiedział. - Nie pamiętasz ile krzywdy nam wyrządził?
- Dobrze, kochanie. Koniec tematu. - pocałowałam jego blady od złości policzek, który pod wpływem tego gestu zmienił się na różowy.

Dzień minął dalej spokojnie. Justinowi poprawił się humor, a ja byłam z tego faktu okropnie zadowolona. Wiedziałam, że muszę znaleźć sobie wreszcie jakąś pracę, jednak ja tak naprawdę sama nie wiedziałam co chcę robić w życiu.

Taniec to coś dzięki czemu zawsze żyłam ... tak, właśnie z tym muszę połączyć moją przyszłą pracę... - pomyślałam.

Usiadłam przy komputerze i zaczęłam przeglądać ogłoszenia zamieszczone w internecie ... Złożyłam ich okropnie dużo.
Teraz tylko czekać. - pomyślałam.

Czekanie, znowu to cholerne czekanie.

_____________________________________________________________________

Szykuję dla Was zwiastun 5 części. Czekacie? :)

Przepraszam za nieobecność, ale chyba mnie rozumiecie. Mam tyle nauki ...
Teraz wakacje, więc rozdziałów będzie więcej. OBIECUJĘ.

Kocham Was mocno! <3

Co sądzicie o tym rozdziale? Podoba Wam się postać Mike, którą teraz będziecie widzieć coraz częściej?

My Life  <---- wchodzimy!

Mój Ask - pytajcie o co chcecie, proszę jednak o pytania bardziej dotyczące tego opowiadania. :) / W

Mój e-mail: wiktorka3@interia.pl

Fan Page na Facebooku - Bardzo proszę o lajkowanie, najlepszych fanów pod słońcem, czyli Was. Tutaj również możecie prosić o dedykację. :D

Twitter - https://twitter.com/OpowiadaniaoJus (followujcie)

25 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 70 cz. 4!

Notka pod rozdziałem :)

****Oczami Jasmine****

Obudziłam się wcześniej niż Justin. Wczorajsza noc była niesamowita. Wstałam, zbierając nasze ubrania z podłogi. Odłożyłam je na fotel i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, aby zobaczyć, ile i co mamy do jedzenia. Nie było za dużo, ale wystarczająco aby zrobić jajecznicę. Rozbiłam jajka, wymieszałam, dodałam szczypiorek i  wylałam wszystko na rozgrzaną patelnie. Stałam ze skupieniem przy kuchence, pilnując, aby nic się nie przypaliło. Nagle poczułam parę ramion owijających się wokół mojej talii.
-Boże, Justin. Przestraszyłeś mnie- powiedziałam kładąc rękę na sercu. 
-Aż tak źle wyglądam?- zapytał. Nie skądże, jesteś cholernie seksowny, ale przecież tego nie powiem. Pozostawiając to bez komentarza, obdarowałam go szczerym uśmiechem.- Co gotujesz?-oparł głowę o moje ramię.
-Jajecznicę. Jesteś głodny?-zapytałam.
-Baardzo-odparł.- Czy wiesz, że se...
-Boże, Justin. Nie dokańczaj tego- opuściłam głowę, aby nie było widać moich rumieńców. Justin zaśmiał się na moje dziecinne zachowanie. 
-Kochanie, to słodkie jak się rumienisz- szepnął mi do ucha, na co moja twarz była pewnie teraz koloru pomidora. 
-Czy możesz przygotować talerze?- zapytałam, aby zmienić jakoś temat rozmowy. Justin tylko z uśmiechem pokręcił głową i poszedł wyciągnąć talerze. Rozłożył je na stole, a ja nałożyłam na nie jajecznicę. Zabraliśmy się za jedzenie.
-Justin, pojedziemy dziś do twojej mamy po Olivierka?- zapytałam z nadzieją.Wiem, ze jeszcze wczoraj mówiłam coś innego, no ale cóż...kobieta zmienną jest. A poza tym z każdym dniem tęsknię za moim skarbem coraz bardziej.
-Oczywiście-odpowiedział.-Przy okazji zobaczymy się z moją mamą.
-Dziękuję, Justin- uśmiechnęłam się i posłałam mu buziaka, na co on się zaśmiał. Po skończonym posiłku ubraliśmy się i ruszyliśmy w drogę. W samochodzie cały czas śmialiśmy się i śpiewaliśmy. Znaczy, ja próbowałam śpiewać. Po 2 minutach, spędzonych w fantastycznej atmosferze, dojechaliśmy na miejsce. Gdy wychodziliśmy z auta , Pattie już stała w drzwiach, z naszym synkiem na rękach. Pomachałam im na przywitanie, i pobiegłam na werandę, aby wziąć Oliviera na ręce.
-Hej kochanie- powiedziałam, a on rozradowany klasnął w ręce. Przytulił się do mnie, a ja przywitałam się z moją teściową. Oddałam swojego syna w ręce Justina i zaczęłam zdejmować płaszcz i kurtkę. Mama Justina w tym czasie zabrała się za robienie herbaty. Poszłam do kuchni, a Justin i Olivier poszli do salonu, by pobawić się samochodzikami. Gdy wszystko było gotowe, usiadłyśmy wygodnie w skórzanych fotelach i zaczęłyśmy patrzeć na bawiących się chłopców. Wreszcie Pattie przerwała milczenie.
-Jak się czujesz po pobycie w szpitalu?
-Bardzo dobrze- uśmiechnęłam się.- Przepraszam, za to co zrobiłam. To było głupie i nieodpowiedzialne. Zachowałam się bardzo samolubnie. Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię- dodałam ze skruchą.
-Kochanie- kobieta westchnęła.-Każdy ma gorsze i lepsze dni, ale pamiętaj, że zawsze mogę Ci pomóc. Nie bierz wszystkiego na siebie, bo może to się źle skończyć- potarła moje ramię i uśmiechnęła się serdecznie.

*** Godzinę później***
-Dziękuję za herbatę- powiedziałam, ucałowałam Pattie i poszłam do samochodu, by zapiąć Oliviera w jego foteliku. Justin jeszcze żegnał się ze swoją mamą, a ja już czekałam w aucie. Po 5 minutach, Justin odpalił silnik, a my na odchodne pomachaliśmy kobiecie. Uśmiechnęłam się do moich chłopaków. Mówiłam już jak bardzo ich kocham?

__________________________________

Hejj!
Jest nowy rozdział. Nie jest on rewelacyjny...niestety. Napisałabym lepszy, ale.....Nie, nie mam wytłumaczenia. Chciałabym was bardzo przeprosić za to, że tak długo nie dodawałam rozdziału.
Są trzy powody"
-->Brak weny
--> Brak czasu
--> 2 blog, na którego serdecznie zapraszam (cóż za reklama http://she-is-more-beautiful-justinbieberff.blogspot.com/)
JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM

Ps. Jak wam się podoba rozdział? :D
~Z.

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 69 cz. 4!

*Oczami Jasmine*

Justin mówił to z takim przekonaniem ... wiem, że to co zrobiłam było głupie, ale nie radziłam sobie już z tym wszystkim ... chciałam ulgi, a to wydawało się najlepszym sposobem. Teraz wiem, że raniąc siebie, zraniłam również jego. Ehh ... trudno mi przyznać się do błędu. Jak mogłam próbować popełnić samobójstwo ... mam przecież dziecko - teraz wiem, że to było okropnie nierozsądne z mojej strony. Jak to powiedziałam Justinowi 'czasu nie cofniesz, błędów nie naprawisz." - tak samo jest w moim przypadku. Czasem naprawdę chcesz coś naprawić, a nie wiesz jak. Jednak kto powiedział, że życie ma być proste?

*Kilka tygodni później*

Przez te kilka tygodni Justin odwiedzał mnie codziennie, kupował tony jedzenia, które razem zjadaliśmy przy dobrym filmie. Natalie oczywiście nam towarzyszyła! Nigdy w życiu nie zapomnę im tego co dla mnie zrobili. Najlepsi przyjaciele na świecie! Dzisiaj dzień w którym wychodzę do domu. Miałam wiele czasu, by przemyśleć to, co chcę zrobić ze swoim życiem i już wiem! Chcę być szczęśliwa, chcę, choćbym to szczęście miała sobie narysować! Natalie przyjechała po mnie, odebrała wypis ze szpitala i spakowała wszystkie zostawione rzeczy. Moje ręce wracały powoli do formy, więc mogłam zrobić to sama, ale ona uparcie chciała pomóc ... ehh, taka już jest - kochana, miła i przede wszystkim uparta! W samochodzie śpiewałyśmy, jadłyśmy i po prostu świętowałyśmy, że żyjemy! Wiem, wiem ... najpierw chciałam się zabić, a teraz świętuję, że żyję - cóż, taka już jestem, musisz mnie zaakceptować. Droga minęła bardzo miło i szybko! Nie chciałam by Oliwierek widział mnie w takim stanie, więc postanowiłam jeszcze przez jakiś czas zostać w moim hotelu - w sumie będzie mi go brakowało. Wysiadłyśmy pod wcześniej wspomnianym przeze mnie budynkiem i wniosłyśmy moje torby na górę. Podziękowałam Natalie za pomoc w postaci przytulasa oraz kilku małych słów, po czym przyjaciółka udała się w drogę do swojego miejsca zamieszkania. Ja w tym czasie postanowiłam zadzwonić po Justina, musiałam z nim to wszystko wytłumaczyć. Było już późno, ale nie mogłam z tym zwlekać. Natychmiast wybrałam numer, ciągle zapisany jako: 'kotek'.
- Umm ... Justin, musimy się spotkać. Przyjedziesz do hotelu? - zapytałam niewinnie.
- Jasne. Będę za pół godziny, czekaj. - tymi słowami chłopak zakończył rozmowę.
W moich myślach próbowałam sobie poukładać to całe spotkanie. Co ja miałabym mu niby powiedzieć? A może trzeba to załatwić w inny sposób? Bez użycia słów?

*Pół godziny później*

Wyczekiwałam właśnie tego jednego, małego sygnałka, który będzie wskazywał przyjście Justina ... Wreszcie! Usłyszałam jedno puknięcie do drzwi - od razu wiedziałam, że to Justin.

*Oczami Justina*

Zobaczyłem przed swoimi oczami kobietę mojego życia. Od razu przy wejściu rzuciła się na mnie, zamykając drzwi - w sumie to nie spodziewałem się tego. Zaczęła mnie całować, a ja nie chciałem protestować.
- Umm ... o co chodzi? - wyrwałem się ledwo z jej uścisku.
- Nie widzisz? - zapytałam.
- Na pewno tego chcesz? - zapytałem patrząc się jej głęboko w oczy.
- Najwyraźniej. - uśmiechnęła się i kontynuowała.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem na łóżko, tam lekko opuściłem na miękki materac. Zdjąłem jej bluzkę oraz spodnie. Wyglądała pięknie. Teraz to ja dominowałem! Zacząłem całować jej cudowne ciało w każdym możliwym miejscu zaczynając od szyi. Ona w tym czasie zdjęła z moich pleców t-shirt. Usiadłem na łóżku kładąc ją na moich kolanach, tak, że siedziała 'okrakiem'. Spojrzałem jej prosto w oczy po czym przeszedłem do sedna.

*Jakiś czas później*

Już było po wszystkim, a my leżeliśmy pod ciepłą hotelową kołdrą tuląc nawzajem swoje ciała. Hmm ... podobało mi się to! Zacząłem całować ją po szyi po raz setny dzisiejszego wieczoru, a ona mimowolnie się uśmiechnęła. Postanowiłem przejść do jakiegokolwiek dialogu. Co prawda była odwrócona do mnie plecami, ale to w niczym nie przeszkadzało.
- Skarbie, za co to? - zapytałem.
- Musi być jakiś powód? - również zapytała.
- Wiesz ... po tak długim czasie to musi. - uśmiechnąłem się, całując ją w policzek.
- Nie umiałam Ci powiedzieć tego co czuję, więc chciałam pokazać. - wytłumaczyła.
- Udało Ci się. - wtuliłem się w nią mocniej.
 
Udało jej się ... cholernie jej się udało.

_______________________________________________________

To tyle! Wiem, że rozdział jest krótki, ale chociaż się wyrobiłam w czasie! Pamiętaj o komentarzu!

Kocham Was mocno! <3 / W

Dzisiaj świętujemy setny post oraz dla moich lekko zboczonych czytelników 69 rozdział! :D

My Life  <---- wchodzimy!

Mój Ask - pytajcie o co chcecie, proszę jednak o pytania bardziej dotyczące tego opowiadania. :) / W

Mój e-mail: wiktorka3@interia.pl

Fan Page na Facebooku - Bardzo proszę o lajkowanie, najlepszych fanów pod słońcem, czyli Was. Tutaj również możecie prosić o dedykację. :D

Twitter - https://twitter.com/OpowiadaniaoJus (followujcie)

15 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 68 cz.4!

Krzesło było strasznie niewygodne i szczerze mówiąc nie wiem jak wytrzymałem na nim te cztery godziny zanim skończyli zszywać głębokie rany Jasmine. Ehh ... w tej chwili miałem jedno pytanie w głowie "Dlaczego ona to zrobiła?" Widziałem tylko jak wbiegła do studia i tak szybko jak wbiegła, wybiegła ... właściwie nawet nie zauważyłem czy to ona. Byłem w trakcie nagrywania jednej ze scen. Czułem jak cierpi w tej chwili ... zaczęły boleć mnie nadgarstki. Zrobiłbym wszystko, żebyśmy mogli zamienić się na ten czas miejscami. Niestety, to nie było możliwe! Ona od pierwszego spotkania miała w sobie coś czego nie widziałem w żadnej innej dziewczynie. Ona była ... jedyna, jedyna w swoim rodzaju - i za to ją ceniłem ... kochałem. Moje życie zawsze było jednym wielkim ringiem ... pełnym porażek i zwycięstw ... bólu i satysfakcji. Te mieszanki w ogóle do siebie nie pasowały, a mimo wszystko były razem ... tak samo jest ze mną i z Jasmine. Dwie zupełnie inne osoby. Jednak to prawda - ,,przeciwieństwa przyciągają." Odliczałem tylko minuty, by wreszcie ją zobaczyć. Wiecie co ... wtedy zorientowałem się, że czas płynie wolniej, gdy go odliczamy ... fascynujące, prawda?
Długo musiałem jeszcze czekać, by wreszcie lekarz zezwolił na spotkanie się z Jasmine. Wstałem powoli z krzesła, rozprostowałem nogi i zapukałem do sali numer "216." Otworzyłem drzwi, a na łóżku zauważyłem kobietę mojego życia z zabandażowanymi rękoma. To tak cholernie bolało ... ten widok. Jej piękne ręce zostały zranione. Mimo, że miałem już dosyć tych twardych, szpitalnych krzeseł zająłem jedno miejsce obok jej łóżka. Ona jeszcze spała ... wyglądała tak uroczo.
Uniosłem się lekko i pocałowałem ją w czoło. Złapałem delikatnie za rękę i zacząłem całować jej poranione ręce. Przez sen zacisnęła oczy z bólu. Nawet nie wiesz jak to cholernie bolało ... widok jak cierpi mój świat. Nagle ledwo otworzyła oczy. Była taka słaba ... chyba nawet nie cieszyła się z tego faktu iż się obudziła.
- Dzień Dobry, kochanie. - pocałowałem ją delikatnie w usta. Powoli pogłębiałem pocałunek.
- Egh ... - odepchnęła mnie delikatnie.
- Umm ... Jasmine, coś się sta ... - nie dała mi dokończyć.
- Nic, zupełnie nic. Nie widzisz? - ledwo wykrztusiła.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spojrzałem na nią spode łba.
- Ale co? - z jej oczu momentalnie poleciały łzy.
- Nie widzisz? Twoje piękne ręce są poranione, zjadłaś tyle tabletek ... jakbyś chciała umrzeć. - nadal patrzyłem na nią.
- Kiedyś pod­czas naszej kłótni po­wie­działeś, że zmal­tre­towałam Cię emoc­jo­nal­nie. W moim mniema­niu za­dałam Ci kil­ka pros­tych py­tań do­tyczących nas, choć te­raz wiem, że nig­dy nie było żad­nych nas. Gdy­by się głębiej nad tym wszys­tkim zas­ta­nowić to można wyw­nios­ko­wać, że byłam zaw­sze wte­dy kiedy Ty miałeś ochotę mnie widzieć, w jed­nej chwi­li mnie uwiel­białeś w dru­giej zry­wałeś ze mną pod pre­tek­stem, że nie chcesz mnie ra­nić, a wiesz, że prze­cież tak będzie bo znasz sa­mego siebie, kłamałeś, zdradzałeś, za­pomi­nałeś o mnie na kil­ka­naście dni by się nag­le nies­podziewa­nie odez­wać, wy­korzys­tałeś mnie.. i po­wiedz mi te­raz jak ja mogę się czuć? Zmal­tre­towa­na emoc­jo­nal­nie, praw­da?
- Jasmine ... to przeszłość. - złapałem ją za rękę.
- Nie, Justin! Nie łatwo o tym wszystkim zapomnieć. Czasu nie cofniesz, błędów nie naprawisz ... jesteś dorosły, a na planie całujesz się z jakąś dziwką a, dzień wcześniej upewniałeś mnie jak bardzo kochasz i tęsknisz, i mówisz, że wszystko jest okej? Że to tylko przeszłość? - wypuściła swoją dłoń z mojej ręki i schowała pod białą kołdrą.
- Nie całowałem się z nią bez powodu ... jest aktorką i nową dziewczyną do teledysku ... to część tego materiału. Nie sądziłem, że to widziałaś. - posmutniał. - To przez to? Przez to zrobiłaś sobie krzywdę? Przeze mnie? - na te słowa odwróciła się plecami i zaczęła płakać.
To chyba nie był najlepszy moment na jakąkolwiek rozmowę, ale jak nie teraz to nigdy. Postanowiłem powiedzieć jej wszystko co czuję właśnie teraz ... za długo z tym zwlekałem.
- Wyznawanie uczuć nigdy nie było dla mnie łatwe ... dobrze o tym wiesz. Jednak wiesz co? Ja już nie mogę oddychać. Czuję jak mój tlen o nazwie 'twoja miłość' powoli ode mnie ucieka, a ja mimo, że chcę go gonić to już nie potrafię... to bardzo trudne, tak gonić za szczęściem. Byłaś, jesteś i będziesz moim całym życiem, nie ważne ile byłoby między nami kłótni. Bo wiesz ... Mil­cze­nie bar­dziej ra­ni niż kłótnia. Pod­czas kłótni przy­naj­mniej się do siebie odzywamy. Chcę żebyś to wiedziałą, nic więcej. Zrobisz to co będziesz uważała za słuszne.

Ona nie potrafiła spojrzeć sobie w oczy, a co dopiero mu. Każda kłótnia uświada­miała jej, jak bar­dzo był dla niej ważny ...

__________________________________________________________

I to tyle. Powiem Wam, że jestem zadowolona z tego rozdziału jak z żadnego mojego!
Mam nadzieję, że Wam również się podoba.

Kocham Was mocno <3 / W


Zapraszam na mojego bloga na którym piszę o swoim życiu! Są tam moje zdjęcia i wszystkie newsy!
link do bloga --- >> mylife-visia.blogspot.com/
Mój Ask - pytajcie o co chcecie, proszę jednak o pytania bardziej dotyczące tego opowiadania. :) / W

Mój e-mail: wiktorka3@interia.pl

Fan Page na Facebooku - Bardzo proszę o lajkowanie, najlepszych fanów pod słońcem, czyli Was. Tutaj również możecie prosić o dedykację. :D

Twitter - https://twitter.com/OpowiadaniaoJus (followujcie)

15 KOMENTARZY = KOLEJNY ROZDZIAŁ

WCHODZIMY NA TEGO BLOGA I KOMENTUJEMY:
POKAŻCIE NA CO WAS STAĆ! <3